Nasi mistrzowie w anegdocie - cz. 1

Jarosław Kosiaty


Mistrz i uczeń (Maurits Verveer, fotografia, ok. 1860-1880,
własność Rijksmuseum, domena publiczna).

Otrzymałem niedawno list od jednego z kolegów lekarzy, komentującego aktualne wydarzenia w naszej ochronie zdrowia:

"Najważniejsze w życiu to być dobrym człowiekiem. Dwa i pół tysiąca lat temu Konfucjusz powiedział: "Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień." Jeśli nie czujemy satysfakcji z wykonywanych obowiązków, nigdy nie będziemy dobrymi lekarzami, inżynierami, nauczycielami, prawnikami, aptekarzami. Ktoś, kto widzi swoją pracę jedynie jako źródło środków do życia, jest nieszczęśliwy i to się udziela ludziom, z którymi kontaktuje się w swoim otoczeniu. Dlatego część młodych lekarzy, wychowanych na serialach telewizyjnych typu "Dr House", "Ostry dyżur", "Doktor Quinn" czy rodzime "Na dobre i na złe", doznaje nagle szoku po studiach, gdy głównym zajęciem jest wypełnianie dokumentacji i użeranie się z agresywnymi, roszczeniowymi pacjentami (często pod wpływem alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych). Jednocześnie skupia się na nich cała frustracja chorych (i ich bliskich), oczekujących w długich kolejkach na wizyty i badania. "To nie tak miało być" - mówią w rozpaczy, ale na zmianę zawodu jest już bardzo późno (długie, ciężkie lata nauki na studiach, specjalizacja, itd.). I... zostają w zawodzie, sfrustrowani, goniący z dyżuru na dyżur, z poharatanym życiem rodzinnym (bo która "połówka" wytrzyma taki styl życia, stresy, napięcia i ciągłą nieobecność bliskiej osoby). Szybko obojętnieją na ból i cierpienie chorych, naciskani przez szefów i urzędników, że w pracy liczą się tylko zestawienia i bilanse "dochodów" i "strat". Nasz zawód upada (nie tylko w rankingach zaufania społecznego), sami na to pozwalamy. My, niewolnicy XXI wieku."

Po lekturze tych smutnych obserwacji i wniosków postanowiłem zapytać znajomych lekarzy o autorytety. Czy we współczesnej medycynie zachowały się relacje mistrz-uczeń? Czy w dobie powszechnego dostępu do anonimowych, interaktywnych szkoleń i kursów w internecie nie tracimy czegoś tak ważnego?  Francuski pisarz i dramaturg Albert Camus (1913-1960) napisał kiedyś: "Mając 40 lat stwierdza, że trzeba mu kogoś, kto wskaże drogę, pochwali go albo zgani: ojca. Autorytetu, nie władzy."

Od wielu lat zbieram anegdoty i wspomnienia dotyczące naszych Nauczycieli i Mistrzów. Nie chodzi o stawianie kolejnych pomników, ale ukazanie ich niezwykłej postawy, zaangażowania oraz... poczucia humoru (które bywa często najlepszym lekarstwem na stres i zmęczenie).

4. grudnia ubiegłego roku w Katedrze i Klinice Położnictwa i Ginekologii przy pl. Starynkiewicza w Warszawie odbyła się konferencja naukowa poświęcona dwóm niezwykłym postaciom polskiej ginekologii i położnictwa: prof. Tadeuszowi Bulskiemu oraz prof. Małgorzacie Serini-Bulskiej. O swoich mistrzach i nauczycielach opowiadali m.in. kolejni kierownicy kliniki: prof. Longin Marianowski (1992-2004), prof. Leszek Bablok (2004-2010) i rektor WUM prof. Mirosław Wielgoś (2010-obecnie).

Prof. Małgorzata Serini-Bulska (1909-1973) ukończyła Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego w 1932 r. Z Kliniką Ginekologii i Położnictwa związana była przez całe życie, z niewielką przerwą na pełnienie funkcji ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego w Instytucie Gruźlicy oraz w Szpitalu Bielańskim.

W tej ostatniej placówce została kiedyś otoczona przez grupę młodych pacjentek. Prosiły one o podanie skutecznego sposobu na posiadanie sterczących piersi. Pani profesor chwilę się zastanowiła i powiedziała:
- Jeżeli chcecie mieć sterczące piersi, musicie nago chodzić na czworakach, innego skutecznego sposobu medycyna nie zna.

W młodości prof. Serini-Bulska uprawiała wyczynowo sport. Była zawodniczką reprezentacji Polski. W 1934 r. zdobyła indywidualne wicemistrzostwo Polski we florecie oraz - wielokrotnie – mistrzostwo Polski zespołowe. W 1939 r. brała udział w zawodach szermierczych w Budapeszcie i w Mistrzostwach Akademickich Świata w Monte Carlo. Sportem zajmowała się do końca życia, uprawiając narciarstwo, łyżwiarstwo, jazdę konną, pływanie, tenis oraz taternictwo (m.in. w 1946 r. była partnerką Tadeusza Orłowskiego podczas pierwszego przejścia skrajnie trudnego uskoku Zadniego Mnicha).

Równie imponujące były jej osiągnięcia naukowe. Ogłosiła ok. 90 prac naukowych w językach: polskim, niemieckim, francuskim i angielskim. Jako pierwsza w Polsce wykonała w 1949 r. cięcie cesarskie w przypadku położenia poprzecznego zaniedbanego, a w 1966 r. była jednym z pierwszych w naszym kraju lekarzy, którzy podwiązali tętnice biodrowe wewnętrzne w atonii macicy. Asystenci bali się jednak jeździć z nią samochodem, gdyż... często przekraczała dozwolone prędkości.

Barwną postacią polskiej medycyny był także mąż prof. Serini-Bulskiej - prof. Tadeusz Bulski (1903-1966), kierownik I Kliniki Położnictwa i Chorób Kobiecych Akademii Medycznej w Warszawie. W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia zainicjował pionierskie badania nad kardiokatografią płodu. Z jego inicjatywy rozwinięto oraz wprowadzono do praktyki klinicznej pojęcie porodu kierowanego i znieczulanego.

W trakcie jednego z posiedzeń w klinice, młoda asystentka opowiadała o środkach antykoncepcyjnych i wspomniała o właściwościach antykoncepcyjnych chrzanu. Na to prof. Bulski z poważną miną zapytał:
- Koleżanko, a ten chrzan to w korzonku?

Równie dowcipni okazali się inni lekarze z wyżej wymienionej placówki. Dwóch asystentów, po wejściu do sklepu jajczarskiego w stolicy, poprosiło o... prześwietlenie. Zaskoczona ekspedientka odpowiedziała:
- Proszę panów, ale tutaj nie jest rentgen tylko sklep.
Medycy wskazali wtedy na widoczny napis: "Na życzenie klienta prześwietlamy jaja."

Pozostańmy jeszcze wśród ginekologów. Pochodzący ze Lwowa prof. Adam Czyżewicz (1877-1962) pytał kiedyś studenta o objawy ciąży:
- Brak miesiączki, powiększenie brzucha... - zaczął nieśmiało student.
- To ja jestem w ciąży! - wykrzyknął profesor. Mam brzuch, nie mam miesiączki, a jak pana słucham to mam nudności.

Jeden z organizatorów Uniwersytetu Warszawskiego, profesor anatomii prawidłowej Edward Loth (1884-1944) bardzo dbał o ścisłe umiejscowienie topograficzne poszczególnych elementów ludzkiego ciała.
- To jest tu - zaczął swoją odpowiedź jeden ze studentów.
- Tu, tam, to w poezji kolego, w anatomii określa się dokładnie - odpowiedział błyskawicznie profesor.

Na wykładzie dermatologa - prof. Mariana Grzybowskiego (1895-1949) jedna ze studentek zapytała:
- Panie profesorze, czy w klozecie można zarazić się kiłą?
- Można, można koleżanko, ale to jest bardzo niewygodne - odpowiedział z lekkim uśmiechem profesor.

Opuszczamy Warszawę i przenosimy się do Krakowa. W Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w czasie egzaminu z patomorfologii, jeden z profesorów pyta studenta o "chorobę tramwajarzy" (chodziło o wodniaka jądra). Młody człowiek, bez zająknięcia, zaczyna szczegółowo mówić o... kile. Po długim, nieprzerwanym wywodzie, profesor stwierdza:
- Przecież prosiłem, aby opowiedział mi Pan o "chorobie tramwajarzy".
- Panie Profesorze, a wie Pan co się teraz na zajezdniach dzieje?!

W czasie zajęć z fizjologii w Collegium Medicum asystent dr O. przygląda się wykresowi narysowanemu przez studentkę:
- Czy wie pani, co pani właśnie narysowała?
- Wykres ciśnienia tętniczego od czasu.
- Nie proszę pani, narysowała pani członka Ku-Klux-Klanu!

Na zajęciach z embriologii dr W. nie wytrzymuje i mówi do studentki rozmawiającej z koleżanką:
- Czy może pani zamknąć ten otwór, w którym się ektoderma z endodermą łączą!

Na zakończenie anegdota z Alma Mater we Wrocławiu.

Egzamin z anatomii. Znany chirurg - prof. M. zadaje pytanie studentce:
- Jakiej wielkości są jądra?
- Wiśni...
- A gdzie pani takie jądra widziała?
- Na zajęciach... asystent nam pokazał.
Profesor wezwał asystenta prowadzącego zajęcia i mówi:
- Jak pan nie ma się czym chwalić, to niech pan tego nie pokazuje studentkom.

Dziękuję serdecznie za wszystkie listy, zwłaszcza kol. Jackowi Kobosko ze Szwecji. Będę wdzięczny za kolejne Państwa wspomnienia i anegdoty, przesyłane na adres: jkosiaty@esculap.pl

Lek. Jarosław Kosiaty
redaktor naczelny portalu dla lekarzy Esculap.com
"Puls", nr 2/2018. Wszystkie prawa zastrzeżone.
e-mail: jkosiaty@esculap.pl


Strona główna