Jarosław Kosiaty
W okresie międzywojennym niezwykły sukces kasowy odniósł film "Znachor" z 1937 roku. Była to adaptacja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, która ukazała się pod tym samym tytułem. Żona znanego chirurga, profesora Wilczura ucieka z kochankiem, zabierając ze sobą ich kilkuletnią córeczkę Marysię. Załamany lekarz, włócząc się po mieście trafia do podrzędnego szynku, gdzie zostaje ograbiony i pobity, na skutek czego traci pamięć. Nie mogąc sobie przypomnieć kim jest, po kilkunastu latach włóczęgi zamieszkuje na wsi u młynarza. Z czasem zyskuje sławę jako znakomity znachor... Film kręcony był w malowniczej, mazowieckiej wiosce Sikórz (nazywanej "Mazowiecką Szwajcarią"), a w rolę profesora medycyny wcielił się niezapomniany Kazimierz Junosza-Stępowski (1880-1943). Czterdzieści cztery lata później, w 1981 roku Jerzy Hoffman nakręcił kolejną, filmową adaptację poczytnej powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, w której główne roli zagrali Jerzy Bińczycki (1937-1998) i Anna Dymna (1951- ). W obu filmach znachorem był jednak w rzeczywistości lekarz, absolwent studiów medycznych na wyższej uczelni. Tymczasem w języku potocznym określenie to dotyczy osoby bez wykształcenia medycznego, która leczy za pomocą ziół, zaklęć i czarów.
Żyjemy w erze niezwykłych osiągnięć nauki i techniki. Ludzie wylądowali
na księżycu, nasze geny mają przed nami coraz mniej tajemnic, potrafimy
błyskawicznie komunikować się za pomocą niewidzialnych fal radiowych. Skąd
zatem trwająca nadal popularność korzystania z usług znachorów i uzdrowicieli?
Dr nauk hum. Wojciech Ślusarczyk tak pisze w artykule "Trup w farmacji
ludowej"*:
"Lud polski jeszcze w przed II wojną światową cechowała głęboko zakorzeniona
obawa przed lekarzami i aptekarzami. Miało na to wpływ wywodzące się z
czasów starożytnych, a pokutujące jeszcze wówczas przeświadczenie, iż los
człowieczy (fatum) jest z góry określony i musi się wypełnić bez względu
na wszystko.
Stronienie od oficjalnej medycyny i farmacji wynikało również z wysokich
cen usług lekarzy oraz leków. "Zachowaj mnie Panie od łaski lekarzy i rachunków
aptekarzy" - mawiali polscy włościanie u progu XX wieku.
Zarówno lekarz, jak i aptekarz, nie cieszyli się zaufaniem prostego
ludu. Chłopi zażywali przepisywane im lekarstwa niechętnie lub wcale. Porady
szukali zaś chętniej u wróżów, zamawiaczy, guślarzy i znachorów. Byli oni
bowiem postrzegani, jako osoby "od Boga obdarzone najwyższymi przymiotami
duszy i mocą dokonywania cudów".
Niektóre metody, stosowane jeszcze nie tak dawno na polskiej wsi, wydają
się nam dzisiaj bardzo drastyczne. Oto przykłady zaczerpnięte z ww. artykułu:
Inne przykłady możemy znaleźć na kartach naszej literatury narodowej, np.
w pochodzącej z 1880 roku noweli Bolesława Prusa pt. "Antek". Rozalka
- kilkuletnia siostra tytułowego bohatera ciężko zachorowała. Matka próbowała
leczyć ją własnymi metodami, tj. "szturchańcami i wódką z piołunem", a
następnie wezwała znachorkę. Gdy nie pomogły inne sposoby, dziewczynkę
- za radą znachorki - umieszczono w rozpalonym piecu ("gdyż musi się wypocić"),
co skończyło się śmiercią dziecka.
Szeptucha (ludowa znachorka z pogranicza polsko-białoruskiego) uzdrawia młodego mężczyznę w swojej izbie, we wsi Rutka na Podlasiu (PAP). Powróćmy do pracy Wojciecha Ślusarczyka, który pisze na zakończenie: "Farmacja ludowa stosowana powszechnie jeszcze w początkach XX w. stanowiła groźną konkurencję dla praktyk lekarskich oraz działalności aptekarzy." A jak jest dzisiaj, Anno Domini 2018? Wystarczy poczytaj nagłówki artykułów w wielu kolorowych czasopismach Próby uporządkowania współczesnych ogłoszeń z zakresu bioenergoterapii i przybliżenia nam tajemnej wiedzy z tej dziedziny podjął się prof. dr hab. n. med. Andrzej Gregosiewicz**: "Praterapeuta": "Dążę do zjednoczenia z praistotą światła boskiego. Wykorzystuję energię świetlistą do leczenia wielu schorzeń. Dysponuję dwudziestoma rodzajami energii leczniczej." Przełomem w "leczeniu na odległość" stało się wykorzystanie przez "uzdrawiaczy" możliwości, jaka niesie ze sobą telewizja. Pionierem w tej dziedzinie był rosyjski psychiatra Anatolij Kaszpirowski (1939- ). W 1962 roku ukończył on Państwowy Instytut Medyczny w Winnicy. Następnie przez 25 lat pracował jako lekarz w szpitalach psychiatrycznych. W 1987 roku został psychoterapeutą radzieckiej kadry narodowej w podnoszeniu ciężarów (wcześniej sam trenował boks i podnoszenie ciężarów). Olbrzymią popularność przyniosły mu seanse hipnozy, transmitowane na żywo przez telewizję państwową w ZSRR w 1989 roku. Wielu widzów uważało, że dzięki temu udało się im wyleczyć z różnych chorób i nałogów (od alkoholizmu i wypadania włosów po choroby nowotworowe). Ministerstwo Zdrowia ZSRR w oficjalnym komunikacie nazwało ten fenomen "zbiorową psychozą", ponieważ część z rzekomo uzdrowionych trafiała do szpitali z objawami chorób psychicznych. Programy telewizyjne z udziałem Kaszpirowskiego były również emitowane w Polsce, Czechach, Niemczech, na Węgrzech i w Izraelu.
Anatolij Kaszpirowski Sukces Anatolija Kaszpirowskiego próbował powtórzyć nasz rodak - Zbigniew Nowak (1945- ). Jak sam stwierdził, do 40. roku życia był trochę ogrodnikiem, trochę rzemieślnikiem, trochę terapeutą. Wreszcie zdecydował skupić się wyłącznie na bioenergoterapii i zaczął prowadzić program telewizyjny "Ręce, które leczą". Pokazywana przez stację Polsat w latach 90. ubiegłego wieku audycja przyniosła Nowakowi olbrzymią popularność. Do dzisiaj "oferta terapeutyczna" specjalisty od "zdalnego energetyzowania butelek z wodą" jest niezwykle obszerna i obejmuje m.in. "kontakt bezpośredni, mentalny, leczenie za pośrednictwem zdjęcia oraz tak zwany Vega-test, czyli test wegetatywno-rezonansowy". Można również otrzymać pocztą "kartkę do samodzielnej energetyzacji wody".
Zbigniew Nowak Kaszpirowski i Nowak mieli jednak od początku silną konkurencję. Już od lat 70. ubiegłego wieku działał bowiem w naszym kraju Anglik Clive Harris, który spopularyzował w Polsce zbiorowe seanse bioenergoterapeutyczne. Wiele jego spotkań odbywało się w kościołach. Trwało to do momentu, gdy uzdrowiciel przyznał, że "działa za pośrednictwem dobrych duchów". Małgorzata Brzezińska wspomina na łamach serwisu ciekawostkihistoryczne.pl***: "Specjalnością Harrisa było "leczenie" chorób nowotworowych. "Przyszedłem, bo nie mam nic do stracenia" - mówili niektórzy z uczestników jego seansów. Przynęta okazała się wyjątkowo skuteczna. Jego "pacjentów" można było liczyć w milionach. Anglik zajmował się "uzdrawianiem" przez 40 lat, aż do swojej śmierci w 2009 roku."
Clive Harris (Katowice, 1996) Życie pisze swoje własne, zadziwiające scenariusze. Powróćmy na koniec do filmu "Znachor" z 1937 roku. Odtwórca głównej roli - Kazimierz Junosza-Stępowski zginął 5 lipca 1943 roku, gdy próbował obronić swoją żonę przed wykonaniem wyroku śmierci wydanego przez polskie podziemie. Uzależniona od morfiny Jadwiga Galewska trudniła się bowiem oszustwem, wyłudzając pieniądze od rodzin osób aresztowanych przez Niemców (pod pretekstem załatwienia ich zwolnienia), była także konfidentką gestapo.
Kazimierz Junosza-Stępowski z żoną Jadwigą i pasierbem. Lek. Jarosław Kosiaty * "Trup w farmacji ludowej" Wojciech Ślusarczyk ("Poradnik Aptekarski
nr 4/2009")
|