Jarosław Kosiaty
"Praca lekarzy na kilku etatach to forma patriotyzmu" - stwierdził niedawno na antenie Polskiego Radia marszałek Senatu, torakochirurg prof. Tomasz Grodzki. Już wcześniej minister zdrowia prof. Zbigniew Religa uważał, że "ostry dyżur jest jedną wielką przygodą", a poprzedni marszałek Senatu (także chirurg) - Stanisław Karczewski "pięknie wspominał czas, w którym robił specjalizację...". Ale nam się trafiło, mamy w polityce samych lekarzy patriotów, podróżników i marzycieli... A ja tylko zapytam, czy mężowie, żony i dzieci lekarzy - nie widzący swoich małżonków i rodziców często całymi tygodniami, mają takie samo zdanie na temat pracy na wielu etatach? I aby nie było: na całym świecie młodzi medycy w czasie specjalizacji pracują bardzo długo i ciężko. Jednak ekonomiczny przymus, aby lekarz po uzyskaniu specjalizacji musiał - w celu utrzymania rodziny - pracować w wielu miejscach, uważam za patologię mającą niebezpieczny wpływ na zdrowie i funkcjonowanie samego lekarza, wszystkich jego bliskich oraz pacjentów. Oto jak wypowiedź marszałka o dyżurach skomentowali inni lekarze na łamach portalu medycznego Esculap.com: "Codzienność w szpitalu jest prozaiczna. "Weź jeszcze ten i ten i tamten dyżur, bo nie domkniemy listy." I tak jest od ponad 30 lat. Nie raz i nie dwa Wigilię obchodziliśmy tydzień przed Wigilią, żeby spotkać się w rodzinnym gronie. Komentarz niepotrzebny. Nigdy nikogo to nie obchodziło i nadal nie obchodzi. Dla polityków jesteśmy balastem finansowym, a dla pacjentów z myśleniem zwichniętym przez media od ponad 60 lat bandą z dużymi kieszeniami, żerującą na ich nieszczęściu. Nasza kadrowa lata całe obrażona na lekarzy doczekała się córki studiującej medycynę. Już w trakcie jej specjalizacji puściły jej nerwy: "Przecież córka zasypia z książką, budzi się z książką i nie żyje, tylko uczy się i pracuje!". Szkoda, że tylko córka kadrowej skończyła medycynę." "Całe życie byłem potrójnym patriotą. Co najmniej dwa etaty plus praca społeczna. Szczęśliwie dożyłem emerytury. Siedzę w domu (po babci), wywiesiłem na stałe polską flagę. To starczy. Zero lekarzenia. Czas na młodych patriotów." "W Zjednoczonym Królestwie lekarze rodzinni są dobrem narodowym (wypowiedź byłego premiera Tony'ego Blaira), a w Polsce... złem koniecznym, do którego nie wiadomo po co, chodzi się po jakieś skierowania, recepty, zwolnienia L4..." "Przez wiele lat jako pielęgniarka ze specjalizacją z mężem lekarzem widywaliśmy się na szpitalnym parkingu. Dzieciom bardzo rzadko udawało się z tatą pobyć razem, nie wspominając o świętach, urodzinach, imieninach... To nie jest już patriotyzm. To jest wyzysk ludzi mających zawody związane z opieką zdrowotną. I do tego żenujące wynagrodzenia." "Poprzedni marszałek Senatu, który mówił jak dobrze wspomina swój czas specjalizacji, to chyba dawno nie był w pracy (w szpitalu, poradni). Tempo zwiększyło się bardzo, wzrosła ilość bzdurnych procedur papierowych i rozrosła się sprawozdawczość - głównie po to, żeby urzędnikom w NFZ było łatwo wszystkie dane wyfiltrować jednym kliknięciem. Porównywanie tempa i wymagań zarówno w pracy jak i w trakcie nauki z tymi sprzed 20 lat to jakieś nieporozumienie. Znam jedne i drugie, ponieważ pracuję w ochronie zdrowia ponad 20 lat i przez cały ten czas czegoś się uczę." "Myślę, że prof. Grodzki miał co innego na myśli. Moim zdaniem napomniał opinię publiczną, niektórych dziennikarzy, hejterów i cały lud, aby szanowali i docenili nasz codzienny olbrzymi wysiłek i przestali imputować jedynie chciwość. Mówi o tym drugie zdanie cytatu: "Pracę lekarzy na kilku etatach traktuję jako pewną formę patriotyzmu. Gdyby wszyscy lekarze raptem zaczęli pracować od 8 do 15, kryzys ochrony zdrowia byłby niebotycznie większy. Ci ludzie mają poczucie, że pacjenci czekają, żeby im pomóc." Łagodnie ostrzega tutaj, że pewnego pięknego dnia ten opresyjny system może się wywalić. A nastąpi to wtedy, gdy w końcu pozbędziemy się naiwności i przestaniemy brać na siebie odpowiedzialność za indolencję, złą wolę, cynizm i tchórzostwo polityków." "Prawdopodobnie marszałek Senatu miał dobre intencje wskazując, że lekarze rozumiejąc bardzo trudną sytuację wielu pacjentów i długie kolejki, starają się im pomóc pracując dodatkowo w innych miejscach (lub biorąc dyżury). Ratują w ten sposób wiele oddziałów i placówek medycznych przed zamknięciem. Jednak wypowiedź ta może zostać już niedługo wykorzystana przeciwko nam lekarzom w sytuacji, gdy będziemy starali się ograniczyć do jednego miejsca pracy (np. aby ratować rozpadającą się rodzinę, mieć czas dla dzieci, chorych rodziców lub dbając o własne zdrowie). Zostaniemy wtedy oskarżeni o "brak patriotyzmu" i porzucanie chorych. O naszym zdrowiu i życiu nikt wtedy nie pomyśli i nie upomni się o nie, ponieważ sami tego nie szanujemy pracując tak ciężko w wielu miejscach." Lek. Jarosław Kosiaty
|