Pacjent, którego nigdy nie zapomnę - cz. 5

Jarosław Kosiaty

Oddział, przychodnia, dyżury... Szybko mijają kolejne dni, miesiące i lata naszej pracy. Upływ czasu zauważają zwłaszcza pediatrzy. Badane jeszcze "nie tak dawno" na przewijaku maleństwo wkracza teraz dumnie do gabinetu trzymając za rękę swoją drugą połowę i wręczając nam zaproszenie na ślub.

Towarzyszymy naszym pacjentom przez istotną część ich życia. Jesteśmy z nimi w sytuacjach smutnych i radosnych. Bywa, że stajemy się jedynymi słuchaczami życiowych historii i powiernikami największych tajemnic. Staramy się wspierać w trudnych chwilach, w nierównych zmaganiach z chorobą i cierpieniem.

Początek nie jest jednak łatwy. Uzbrojeni w olbrzymi bagaż wiedzy teoretycznej stajemy po zakończeniu studiów oko w oko z żywym, oczekującym naszej pomocy człowiekiem. Jakże przydatne stają się wtedy podpowiedzi starszych koleżanek i kolegów oraz rady i wskazówki nauczycieli z okresu studiów.

Pamiętam zajęcia w Klinice Ginekologii i Położnictwa przy pl. Starynkiewicza w Warszawie. Pani prof. Elżbieta Janczewska napominała nas, aby zawsze słuchać uważnie tego, co mówi pacjent. Niekiedy  to właśnie on, a nie my - posiadający najnowszą wiedzę medyczną - może mieć rację. Zilustrowała to ciekawym przykładem.

Do Kliniki Ginekologii i Położnictwa przyjęta została młoda, niewykształcona kobieta w drugiej ciąży. Istniało poważne ryzyko konfliktu serologicznego (ona Rh-, mąż Rh+). Jeden z asystentów długo i cierpliwie tłumaczył ciężarnej, na czym polega ww. zagrożenie i jakich prewencyjnych działań wymaga. Kobieta jednak z uporem twierdziła, że tym razem żadnego "konfliktu" nie ma. Zniecierpliwiony lekarz poprosił prof. Janczewską o pomoc. Lekarka zaprosiła pacjentkę do swojego pokoju i poczęstowała gorącą herbatą. W trakcie miłej rozmowy okazało się, że ciężarna miała bliską przyjaciółkę w lokalnej stacji krwiodawstwa. Uzyskała od niej dane wszystkich mężczyzn Rh-, mieszkających w najbliższej okolicy. Co się później wydarzyło, było już słodką tajemnicą pacjentki. I rzeczywiście - tym razem to ona miała rację, a nie lekarz - asystent kliniki uniwersyteckiej. Żadnego konfliktu serologicznego nie było i dziecko urodziło się zdrowe.

Zdarza się czasem, że to pacjenci służą nam swoją wiedzą i doświadczeniem. W książce "Swawolny Hipokrates" Roman Dzierżanowski przytacza przykład lekarki dermatologa i wenerologa Jadwigi Mozołowskiej (1893-1986). Przed wojną pracowała ona w Ambulatorium Kasy Chorych Szpitala Ujazdowskiego. W czasie Powstania Warszawskiego była inspektorem sanitarnym dzielnicy Praga Południe. Po zakończeniu działań wojennych przyjmowała pacjentów w Przychodni Specjalistycznej Ubezpieczalni Społecznej na Mokotowie (przy ul. Puławskiej 12a).

"Dr Mozołowska leczyła młodego, warszawskiego złodziejaszka. W czasie jednej z wizyt w przychodni, po zbadaniu pacjenta i pobraniu krwi na badania, zapytała:
- Boguś, jak ty taki cwaniak jesteś, powiedz mi jedno. Mieszkam na drugim piętrze, czy mogę spać przy otwartym oknie?
Boguś zlustrował panią doktor badawczo wzrokiem od stóp do głowy i zapytał:
- A forsę doktor ma?
- Absolutnie nie!
- No to śpij pani spokojnie, my bez obserwacji nie chodzimy.
Pocieszona pani doktor poklepała złodziejaszka po ramieniu i odprowadziła do drzwi. Po pół godzinie pacjent ponownie wpada zdyszany do gabinetu i pyta:
- A jakie klucze ma pani doktor?
- Zwyczajne, yale i zasuwkę.
- Do chrzanu - stwierdził specjalista - nic nie warte. Ja pani wytłumaczę, jakie ma być zamknięcie. I tu nastąpił długi, solidny wykład."

A oto kolejne anegdoty z życia lekarzy i ich niezapomnianych pacjentów.

Generał brygady Wojska Polskiego, znakomity chirurg - Ludwik Rydygier (1850-1920), po dokładnym zbadaniu chorego, długo się namyślał, aż w końcu powiedział do obecnych wokół studentów i lekarzy:
- No, mamy w brzuchu guz wielkości trudnej do określenia… Powiedzmy - wielkości jądra małego słonia.
Mimo powagi sytuacji cała sala wybuchnęła śmiechem.

Rydygier należał do grona najwybitniejszych, światowych chirurgów. W 1880 r. przeprowadził pierwszy w Polsce (a drugi na świecie) zabieg wycięcia odźwiernika z powodu raka żołądka, a w 1881 r. - pierwszy na świecie zabieg resekcji żołądka z powodu owrzodzenia. W 1884 r. wprowadził nową metodę chirurgicznego leczenia choroby wrzodowej żołądka i dwunastnicy za pomocą zespolenia żołądkowo-jelitowego. Był także autorem oryginalnej metody usuwania gruczolaka gruczołu krokowego (1900) i wielu innych technik operacyjnych.

Internista prof. Witold Orłowski (1874-1966), autor ponad 200 prac naukowych i redaktor naczelny "Polskiego Archiwum Medycyny Wewnętrznej", badał kiedyś w swoim gabinecie pacjentkę:
- Proszę położyć się na pliecach.
Pacjentka kładzie się na brzuchu.
- Proszę położyć się na pliecach - powtarza profesor.
Pacjentka z uporem leży na brzuchu.
- Prosiłem panią położyć się na pliecach - powtarza profesor i dodaje nieco zdenerwowany: - Mąż musi mieć z panią duży kłopot.

Wróćmy do czasów współczesnych i przenieśmy się na chwilę za ocean. Gdy jeden z polityków amerykańskich zwiedzał szpital dla psychicznie chorych, napisał potem we wspomnieniach:

"Zaprowadzono mnie na oddział dla najbardziej niebezpiecznych. Ze zdziwieniem zauważyłem, że ponad 100 chorych jest pod opieką tylko dwóch pielęgniarzy. Zapytałem:
- Czy nie ma obawy, że chorzy obezwładnią ich i uciekną?
Jeden z oprowadzających mnie lekarzy odpowiedział:
- Ci ludzie nie są zdolni do wspólnej akcji. To nie politycy."

W poprzednim odcinku naszego cyklu zamieściłem ciekawe wypowiedzi chorych, udostępnione przez koleżanki i kolegów lekarzy. A co mówią pacjenci, gdy po wizycie w naszym gabinecie, udają się do apteki? Oto przykłady nadesłane przez farmaceutów:

  • Bo my z żoną staramy się dziecko karmić piersią.
  • Tabletki na złamanie ręki.
  • Poproszę jakiś dobry antybiotyk na grypę.
  • Maść przeciwbólowa na H - Aha! - Naproxen.
  • Dziecko w aptece: Poproszę gilotynę dla babci (chodziło o jodynę).
  • A te tabletki dojelitowe, to z której strony się stosuje?
  • Poproszę Jebuprom (chodziło o Ibuprom).
  • Jakiś lek na menty, nie znam innego wyrazu.
  • Poproszę Halopierdol (chodziło o Haloperidol).
  • Sól filozoficzną (to był zapewne jakiś humanista).
  • Poproszę Striptiz na gardło (chodziło o Strepsils).
  • Płyn do płukania jamy intymnej.
  • Poproszę szerszenia (chodziło o żeń-szeń).
  • Coś na hemolajty (chodziło o hemoroidy).
  • Niech mi Pani te podpaski zapakuje, żeby było etycznie.
  • Poproszę coś do nacierania klatki z piersiami.
  • Poproszę foremki do kału.
  • Prezerwatywy i Nervosol (hmm…, ciekawe zestawienie).
  • Proszę o cysternę na mocz.
  • Czopki z pszczół (chodziło o czopki propolisowe).
Nasze życie ciekawie podsumował jeden z przedwojennych nauczycieli akademickich. Znakomity lekarz-farmakolog, prof. Jerzy Modrakowski (1875-1945), w czasie wykładów dla studentów mówił:

"W życiu człowieka są trzy okresy: w pierwszym człowiek myśli głównie o jedzeniu, w drugim... (tu profesor porozumiewawczo mrugał do kolegów-studentów) - panowie mnie rozumiecie. W trzecim okresie życia - kończył profesor - człowiek myśli głównie o wypróżnieniu."

Los kroczy własnymi, zawiłymi ścieżkami. W 1939 roku prof. Modrakowski został wybrany na stanowisko rektora Uniwersytetu Warszawskiego. Jego kadencja miała się zacząć 1 października 1939 roku. W czasie II wojny światowej Niemcy proponowali mu współpracę (miał dyplomy z Wrocławia, Monachium i Berlina), ale odmówił. Zmarł po pobycie w obozie miesiąc po zakończeniu wojny.

Lek. Jarosław Kosiaty
redaktor naczelny portalu dla lekarzy Esculap.com
"Puls", nr 10/2017. Wszystkie prawa zastrzeżone.
e-mail: jkosiaty@esculap.pl


Strona główna