Jarosław Kosiaty
Od dwóch lat rośnie liczba lekarzy wyjeżdżających do pracy za granicę - alarmuje Naczelna Rada Lekarska (w latach 2006-2016 Polskę opuściło łącznie 10 tys. medyków). W tym roku może zostać pobity rekord w liczbie wydawanych w tym celu zaświadczeń. Jednocześnie jesteśmy świadkami niekorzystnych zjawisk demograficznych. Jak informuje Towarzystwa Chirurgów Polskich połowa przedstawicieli tej specjalizacji w naszym kraju ma już skończone 50 lat rośnie luka pokoleniowa. Gwałtownie starzeje się całe społeczeństwo - GUS ostrzega, że udział osób mających 60 lat i więcej zwiększy się z 22% (obecnie) do ponad 40% w 2050 roku. Mamy najgorszy w państwach Unii Europejskiej wskaźnik liczby lekarzy przypadających na 100 tys. mieszkańców. Sposobem na jego zmianę ma być wzrost liczby osób podejmujących studia na istniejących uczelniach medycznych (w tym roku o 15-30%) oraz otwieranie wydziałów lekarskich w kolejnych miastach (na uniwersytetach w Kielcach, Rzeszowie i Zielonej Górze oraz na uczelniach prywatnych: Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie i Warszawskiej Uczelni Łazarskiego). Problem polega jednak na tym, że wykształcenie lekarza zajmuje co najmniej kilkanaście lat, a ponadto większość studentów medycyny już teraz deklaruje chęć wyjazdu i pracy za granicą. Jak zatem zatrzymać ich w kraju? Nasze koleżanki i koledzy z dłuższym doświadczeniem zawodowym dobrze pamiętają nakazy pracy wręczane po ukończeniu studiów. Czy ten relikt minionej epoki ma szansę powrócić w nowej formie? W czerwcu br. w wywiadzie udzielonym stacji RMF FM marszałek Senatu Stanisław Karczewski (61-letni chirurg z Warszawy) powiedział: "Rocznie z Polski wyjeżdża nawet do tysiąca lekarzy. (...) Lekarze powinni odpracować swoje studia w Polsce. Nie wiem przez jaki czas - 15, 20 lat". I choć informacja o takich planach została szybko zdementowana przez ministra zdrowia, to pomysł został podchwycony przez inne osoby. Wiktor Król, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, zaproponował, że należałoby tak zmienić aktualne przepisy, by lekarze po studiach musieli określony czas pracować w kraju, także w szpitalach powiatowych. Zdaniem Króla byłby to sposób na choć częściowe uzupełnienie braków kadrowych w tych placówkach. Przeciwny wprowadzeniu nakazów pracy jest Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych. W wywiadzie udzielonym serwisowi parlamentarny.pl powiedział m.in. "Jestem lekarzem w czwartym pokoleniu. Mój ojciec dostał nakaz pracy i wcale nie była to dobra rzecz. Nakazy pracy lekarzy rezydentów czy stażystów - o tym należałoby zapomnieć, to nie ten system. We współczesnym czasie lekarze przyjdą do pracy, jeżeli szpital będzie ładny, warunki płacy będą dobre, a lekarzy będzie odpowiednia liczba." Tyle menadżerowie placówek medycznych. O zdanie na ten temat zapytaliśmy samych lekarzy. W internetowej ankiecie na łamach portalu Esculap.com wzięło udział ponad 1700 medyków. Na pytanie "Czy lekarz powinien odpracować swoje studia w Polsce?" twierdząco odpowiedziała co trzecia osoba (34%), dopisując jednak w wielu przypadkach pewne zastrzeżenia. Dwie trzecie (64%) ankietowanych była zdecydowanie przeciwna pomysłowi odpracowywania studiów medycznych. Nieliczni (3%) nie potrafi zająć stanowiska w powyższej kwestii. Oto niektóre uwagi i komentarze zamieszczone pod ankietą bądź nadesłane do redakcji portalu: "Zakaz wyjazdu z kraju i nakaz pracy? Kiedy już się zdecydujemy tutaj zostać to i tak dopadnie nas prokurator specjalnie wyszkolony aby zamknąć "konowała", bo mu statystyka spadnie. Ile nienawiści wylewa się z polityków w stosunku do lekarzy! Ile w tym zazdrości i zawiści? Tylko dlaczego? Co takiego zrobił statystyczny lekarz? Nikogo nie zabiłem, nie okaleczyłem. Może dlatego, że nie piję, nie okradam i tyram codziennie po 12-14 godzin... często nie mając nawet wolnego w wakacje czy w inne, statystycznie wolne dni. Jaką przyszłość mają mieć młodzi lekarze? Jak mają leczyć starzejące się społeczeństwo? Młodzi i tak wyjadą, bo życie jest tylko jedno... a pomysły polityków odbiją się jak zwykle na Pacjentach, bo to Oni, a nie politycy zapłacą więcej za wizytę. Pacjenci zapłacą za to więcej z dwóch powodów: mniejsza ilość lekarzy podyktuje wyższe stawki, w stawkach za wizytę trzeba będzie uwzględnić też cenę ubezpieczenia lekarza za tzw. "błędy". Istnieje też inny, bardzo prawdopodobny scenariusz: zastraszeni lekarze będą leczyć wszystkich paracetamolem, jak w Wielkiej Brytanii. I tak garstka niedowartościowanych polityków upodli do końca etos jednego z najbardziej szanowanych zawodów na świecie, a poziom usług medycznych sprowadzą do poziomu ze średniowiecza. Po co tu zostać? Czy po to, aby utrzymywać polityków z naszych podatków?" "Ciekawe, jak miałoby wyglądać to spłacanie kredytu za studia? Studiowałem w latach 1992-1997. Potem był staż, założenie rodziny i tak ok. 2000 roku wybrałem się do banku w celu uzyskania kredytu na zakup mieszkania (naiwny młody dochtór, pracujący na ponad 2 etatach, szpital, dyżury, pogotowie, tyrający ok. 350-400 godzin w miesiącu, żona na etacie). I wtedy okazało się, że... nie mam zdolności kredytowej (sic!). I w jaki sposób miałbym jeszcze spłacać kredyt za studia? To takie współczesne niewolnictwo. Pozdrawiam. PS. Niech wszyscy, którzy piszą o kredytach, doinformują się, po jakim czasie młodzi lekarze w USA (i wszędzie tam, gdzie są opłaty za studia), spłacają te kredyty. Pensje lekarskie w tych krajach są znacznie wyższe i stać ich potem na spłacanie takich kredytów, u nas byłby wielki kredyt i niskie zarobki." "Jestem już na emeryturze, ale w czasie moich studiów były tzw. stypendia fundowane, co dawało studentowi stypendium, a fundującemu zakładowi pracownika po ukończeniu studiów. Ile lat brano stypendium, tyle trzeba było odpracować. Teraz jest inaczej i studia medyczne powinny być płatne z pożyczki, którą student zaciąga w banku lub u Rodziców. Ustawowo student, który staje się lekarzem przechodzi do klasy średniej i ma przez państwo zapewnione takie honorarium za pracę, które pozwoli mu na spłatę bankowego kredytu, założenie rodziny i jej utrzymanie. Takie są warunki zatrzymania lekarza w Polsce - to nie jest czas Judymów i z tym trzeba się pogodzić." "Przypominam, że przymus pracy jest niewolnictwem. Jeśli jest przymus pracy, to Państwo powinno zapewnić wszystkim lekarzom dostęp do wybranej specjalizacji oraz kształcenie na odpowiednim poziomie, a także przymus kształcenia dla kierowników specjalizacji. Szpitale powinny zapewniać czas na kształcenie dla młodych lekarzy. Pan Król widzi wszystko jednostronnie. Tzn. wykorzystać tanią siłę roboczą, wycisnąć jak cytrynę. A ja Panu powiem. To się obróci przeciw takiemu myśleniu. Efektem będzie brak kadr i konieczność zamykania oddziałów, a nawet całych szpitali. Zapewniam, że za granicą nie pozwolą, by wyspecjalizowani adepci medycyny wracali do Polski. I nie będą to nakazy czy zakazy, ale odpowiednie wynagrodzenie za wiedzę oraz umiejętności i pracę w jednym miejscu. Karanie to nie kierunek na zwiększenie kadr. To kierunek na katastrofę HR w polskiej medycynie." "Rozumiem, że dzieci, których rodzice biorą po 500+, nie mają prawa nigdy wyjechać z Polski, jedynie może na krótki 7-dniowy wypoczynek. I tylko pracować w Polsce aż do śmierci. Przecież to my obywatele uczestniczymy w kosztach ich wychowania, wykształcenia, itd." "Powinniśmy zmienić Konstytucję tak, aby nauka w szkołach wyższych była chociaż częściowo odpłatna, wtedy żadna z grup zawodowych, a w szczególności lekarze, na których jedne z najdroższych kierunków studiów łożą wszyscy uczciwie płacący podatki w Polsce, nie czuli się pokrzywdzeni obowiązkiem odpracowania za to, z czego wcześniej nieodpłatnie korzystali. Popieram wypowiedź marszałka Karczewskiego, mam nadzieję, że szybko zostanie urzeczywistniona. Uczciwy polski podatnik." "Mnie nie wykształciło Państwo, tylko moi rodzice i to im winien jestem wdzięczność. Ciężką pracą zapłacili za moje studia! Ale mam propozycję, żeby posłowie i senatorowie odpracowywali 15-20 lat swoje niewywiązywanie się z obietnic i żerowanie na publicznych pieniądzach!" "Moje dziecko skończyło studia w Szwecji za darmo będąc Polką i jakoś Szwecja nie każe jej zostać. Tylko pytanie po co ma wracać do Polski?" "Niewolnictwo i odpracowywanie studiów? Cały czas to samo. We wszystkich mediach pisanie jest tylko o lekarzach pijanych albo o błędach bądź innych patologiach. Ale o tysiącach udanych operacji, o milionach diagnoz i o uratowanych pacjentach, to już nie. Dla mnie kuriozum była już sprawa wrocławskiego urologa, który raz w życiu pomylił się i niestety wyciął nie tę nerkę. Natychmiast zapomniano o tysiącach ludzkich istnień, którym przedłużył życie. Oczywiście natychmiast pojawiły się głosy: "partacz", "morderca", itd. Prawda jest taka: Jesteśmy ludźmi... często bardzo zmęczonymi... Pracujemy bardzo dużo. Oczywiście w komentarzach piszecie, że dla kasy. A co my robimy w tych wszystkich miejscach. Siedzimy tylko? Jak nas w tych miejscach dodatkowych nie będzie, to kto zoperuje albo przyjmie chorego. Może jakiś polityk? Ja czekam z utęsknieniem na wprowadzenie zakazu konkurencji... Jeden etat i tyle. Ale nikt tego nie zrobi niestety, bo się to wszystko wtedy zawali." "Studiowałam w latach 1973-79. Wyjeżdżałam do wakacyjnej pracy za granicę, co było nie lada wyzwaniem, bo: zdobycie paszportu, czekanie, konieczność zdania egzaminów i najważniejsze: rodzice poświadczali notarialnie, że gdy nie wrócę, to oni będą płacić za studia. Oczywiście nie było UE, ale umiano wycenić moje studia medyczne na ok. 200-150 tys. zł. W USA też wszyscy biorą kredyty na studia, stypendia z wojska czy miastowe i muszą to spłacić. Studia medyczne na całym świecie są najdroższymi studiami. Aha teraz każdy młody lekarz chciałby robić tylko intratne specjalizacje: kardiologię inwazyjną, dermatologię, okulistykę..." "Typowy temat zastępczy. Albowiem nie ma aktualnie możliwości ani zakazania wyjazdu z Polski komukolwiek, ani wyegzekwowania zwrotu za studia w przypadku, gdy ktoś wyjedzie. Niby z czego miałoby to być ściągane? Z konta ROR funkcjonującego od debetu do debetu?" "Odpracowanie studiów przez lekarzy? Obowiązkowo - przez 10 lat! W kamaszach, kajdanach, włosiennicy. I do tego w takiej masce jak Hannibal Lecter (żeby nie gryźli pacjentów ani polityków :-)." "Proponuję zrobić ze służby zdrowia formację na wzór wojska czy zakonu, wprowadzić nakaz pracy, wyboru specjalizacji, częściowo ubezwłasnowolnić, odebrać paszporty, wytatuować na twarzy celownik z napisem "tu uderzać", żeby pacjent mógł celnie przywalić. Myślę, że to zakończyło by wszystkie problemy ze służbą zdrowia." Przy okazji dyskusji na temat odpracowywania studiów i nakazów pracy przypomniał mi się inny pomysł na braki kadrowe w naszej ochronie zdrowia. Pod koniec 2005 roku lekarze Porozumienia Zielonogórskiego nie chcieli podpisywać kontraktów z NFZ, domagając się zwiększenia stawki na jednego pacjenta. Ludwik Dorn, który był wtedy ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS, zaproponował w jednej z wypowiedzi aby - "jeżeli wystąpi i będzie się nasilało niebezpieczeństwo dla obywateli" - brać lekarzy w kamasze (sic!). Zainspirowany tą groźbą portal Esculap.com przeprowadził szybką ankietę. Na pytanie "W jakiej formacji wojskowej chciałbyś służyć po powołaniu do armii?" odpowiedziało 1.395 naszych koleżanek i kolegów. Zwyciężyły... lotnictwo (24%) oraz służby kwatermistrzowskie (24%). Na kolejnych miejscach uplasowały się: wojska desantowe (17%), Marynarka Wojenna (16%), wojska pancerne (8%), piechota (6%). Najmniejszą popularnością (zapewne ze względu na hałas) cieszyła się artyleria (5%). Spośród licznych komentarzy i listów, które w tym czasie nadeszły, były i takie: "A to mnie Dorn przestraszył kamaszkami - mogę iść do wojska jako wybrakowane części zastępcze: 4 zawały, 7 stentów (kilka niedrożnych), cukrzyca insulinozależna, złamanie kręgosłupa, kamica nerkowa i pracuję bez przerwy. Panie Dorn - nic nam Pan nie zrobisz - nawet nas nie rozbawisz. Życie spowodowało, że jesteśmy niezniszczalni!" "Toć to druh najbliższy ten Dorn. Myśli sobie biedaczyna - niech medykusy broń w garść ujmą to siłę poczują i o swoje prawa upomnieć się będą mogli. A lekarze, ciemna masa, głębi myśli wodza nie pojęli..." "A mnie na zajęciach z wojska pułkownik powiedział, że mam wiedzę, ale brak mi... kultury sztabowej. W związku z tym nie wiem w końcu, czy się do tego wojska nadaję..." "Ponieważ na egzaminie na stopień oficerski śmiertelnie poważny pułkownik zadał mi pytanie o taktyczne plusy i minusy desantu dokonanego za pomocą balonów, uprzejmie proszę o uwzględnienie również tej formacji, gdyż od 17 lat marzę o wcieleniu właśnie do niej." Zostawmy jednak żarty na boku. Skala emigracji lekarzy z Polski rośnie i sprawa jest bardzo poważna. Kiedy nasi politycy i menadżerowie zrozumieją wreszcie, że jedynym sposobem na zatrzymanie medyków w kraju jest stworzenie im godnych warunków wykonywania swojego zawodu? W czasie ostatniej manifestacji rezydenci nieśli transparent "Chcemy żyć i pracować w Polsce!". Niestety, bez zasadniczych zmian, już niedługo nie będzie komu nieść go dalej. Jego autorzy będą leczyli chorych w innych krajach... Lek. Jarosław Kosiaty
|