Jarosław Kosiaty
Po rezygnacji Theresy May stanowisko premiera rządu Wielkiej Brytanii objął Boris Johnson, kontrowersyjny były burmistrz Londynu i minister spraw zagranicznych. To zapewne jemu przypadnie niechlubna rola wyprowadzenia 66-milionowego państwa z Unii Europejskiej (Johnson zarzeka się, że uczyni to do 31 października choćby i bez umowy). Po opublikowaniu na łamach "Pulsu" dwóch poprzednich artykułów o brexicie otrzymałem sporo listów na temat emigracji. Wiele koleżanek i kolegów zastanawia się nad podjęciem tej ważnej decyzji. Jako przyczynę podają nie tylko względy ekonomiczne, ale również problemy z otwarciem wybranej specjalizacji, ograniczenia w pracy naukowej, brak wsparcia ze strony przełożonych i placówek medycznych w podnoszeniu kwalifikacji, feudalne stosunki w pracy, mobbing i nepotyzm, rosnące obciążenia administracyjne, roszczeniowość i agresję pacjentów obarczających winą lekarzy ze złe funkcjonowanie systemu ochrony zdrowia. "Nie napiszę, że pracuję po godzinach prywatnie, bo nawet gdybym chciała, to zabrakłoby mi doby. Drugi etat mam na dyżurach, a trzeci w domu, jestem kobietą i matką dwójki dzieci i chcę, aby te dzieci wyrosły na ludzi wykształconych i odpowiedzialnych. Dlaczego wśród dzieci wywodzących się z rodzin lekarskich jest tyle patologii? - bo zagonieni za pieniądzem rodzice, często obydwoje lekarze, nie mają czasu na nic, a już na pewno na wychowywanie dzieci" - napisała jedna z lekarek. Wyższa pensja to nie wszystko Niektórzy eksperci podkreślają, że z punktu widzenia ekonomicznego emigracja nie jest już tak opłacalna. Według Europejskiego Urzędu Statystycznego, który policzył koszyk konsumpcji bieżącej, taniej niż u nas w Unii jest tylko w Bułgarii i Rumunii - w pozostałych krajach życie jest dużo droższe niż w Polsce.
Według opublikowanego w grudniu ubiegłego roku raportu Eurostatu ceny w Wielkiej Brytanii są o 117 proc. wyższe niż w Polsce, w Holandii o 111 proc., a w Niemczech o 92 proc. To średnia. Dużo tańsze są u nas głównie opłaty za mieszkania, usługi telekomunikacyjne oraz żywność. Droższe są samochody i paliwo. Stąd zaskakujący wniosek, że realnie (uwzględniając ceny) polscy emigranci na Wyspach i w Holandii już teraz praktycznie zarabiają mniej niż rodacy u siebie w kraju. W przypadku emigracji niemieckiej sytuacja - zdaniem ekspertów z serwisu ekonomicznego Money.pl - powinna wyrównać się za sześć lat. Należy jednak podkreślić, że dotyczy to uśrednionych zarobków, a lekarze należą (przynajmniej w wymienionych krajach Europy Zachodniej) do najlepiej uposażonych grup zawodowych. W Niemczech lekarz bez specjalizacji zarabia od 2,4 tys. euro miesięcznie (ok. 10 tys. zł). Jest to pensja podstawowa, a średnie dochody medyków w tym kraju wynoszą nawet 80 tys. euro rocznie (28,6 tys. zł miesięcznie). Jak informuje serwis Praktischarzt.de w przypadku ordynatorów jest to kwota 280 tys. euro rocznie (100 tys. zł miesięcznie). Tu i tam - podobieństwa i różnice Warto wykorzystać wiedzę i doświadczenie polskich lekarzy pracujących poza granicami kraju, którzy chętnie dzielą się swoimi spostrzeżeniami i uwagami: "W Czechach po wprowadzeniu opłat za wizytę u lekarza rodzinnego (30 koron, czyli ok. 5 zł) liczba wizyt spadła o 30 proc. (sic!), a liczba (często niepotrzebnych) wezwań pogotowia (50 koron = 8 zł za wezwanie) aż o 50 proc. Postawiło to system czeski na nogi z dnia na dzień. To, że "z pomysłu się wycofano", było wynikiem walki polityków w kolejnych wyborach. Populistyczni politycy po prostu obiecali głupiemu ludowi, że zniosą opłaty (które nie były wysokie i nie miały wpływu na czeski budżet, ale stanowiły świetną obronę przed niepotrzebnym zawracaniem głowy w gabinetach lekarzy rodzinnych) i oczywiście partie obiecujące zniesienie opłat wygrały. Tak politycy niszczą dobre pomysły w gospodarce. Nad drobnymi opłatami u lekarza rodzinnego zastanawiają się również Anglicy. Policzyli już, że zbieranie tych opłat (księgowanie, kasy fiskalne, drukowanie rachunków) kosztowałoby więcej niż przychody z tychże, ale korzyść z obniżenia liczby niepotrzebnych wizyt, konsultacji telefonicznych, itd. byłaby znacznie większa." "W nawiązaniu do wypowiedzi prezesa NFZ w sprawie pełnienia w naszym kraju dyżurów nocnych przez lekarzy POZ, pragnę poinformować: W Wielkiej Brytanii lekarze rodzinni mieli początkowo zakontraktowaną opiekę nocną, ale "oddali" cześć kontraktu i związane z nią pieniądze firmom komercyjnym, organizującym opiekę "out of hours - OOH" (czyli opiekę po zamknięciu przychodni od godz. 18.30 do godz. 8.00 rano dnia następnego). Dzięki temu lekarze mogą sobie na dyżurach OOH dorabiać do pensji." Zostać czy wyjechać? W związku z brakiem istotnych reform oraz obecnością czynników wymienionych na początku artykułu, pytanie dotyczące emigracji pozostaje dla wielu, zwłaszcza młodych koleżanek i kolegów, wciąż aktualne.
"Zdaniem ekonomisty Witolda Orłowskiego, autora m.in. książki "Czy Polska dogoni Niemcy?", emigracja na stałe przestaje się opłacać, gdy realne różnice w uposażeniach między krajem docelowym a tym, z którego się wyjeżdża, spadają poniżej jednej trzeciej. Przy takim założeniu nadal ma sens przeniesienie się z Polski na stałe do Niemiec i Danii, ale Belgia i Holandia są już na granicy takiego rachunku. W Szwecji i Finlandii różnica w rzeczywistej mocy nabywczej pensji spadła już poniżej 30 proc., w Irlandii i Włoszech poniżej 20 proc., w Hiszpanii poniżej 10 proc., w Grecji i Portugalii zaś zarabia się już tak naprawdę mniej niż nad Wisłą."* Tymczasem sytuacja polskich przychodni i szpitali staje się coraz bardziej dramatyczna. Liczba praktykujących lekarzy na tysiąc mieszkańców w naszym kraju wynosi zaledwie 2,3. Dla porównania w Grecji - 6,3. To właśnie ten czynnik może skutecznie przyczynić się do wzrostu lekarskich wynagrodzeń i w efekcie zmniejszenia liczby wyjazdów. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma Narzekamy często na rodzimy NFZ. Kilka lat temu dr Marek Bakowski z Gelsenkirchen w Niemczech przysłał mi na pocieszenie pewne zestawienie. Było to porównanie ówczesnych cen świadczeń wykonywanych przez lekarzy (tak wycenionych przez tamtejsze kasy chorych) z innymi, popularnymi usługami:
Quo vadis Albionie? Na koniec powróćmy na Wyspy. Przed nami finał zmagań z brexitem. Już dzisiaj ponad połowa mieszkańców Londynu nie jest rdzennymi Anglikami, 40% urodziło się poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Opuszczenie Unii przez Albion już tego nie zmieni.
Lek. Jarosław Kosiaty * Jędrzej Bielecki "Już się nie opłaca emigrować" Rz., 12.02.2018.
|